poniedziałek, 1 czerwca 2015

Wena + stacja kolejowa + morze białych kwiatów = mega śliczne zdjęcia!

Witam serdecznie i z góry mówię... ten post miał się znaleźć w maju :P Miał, ale niestety nie było za bardzo czasu na pisanie postów, dlatego pierwszy dzień nowego miesiąca jest dniem kolejnego wpisu! :)

Wpis poświęcony sesji majowej, a mianowicie... sesji z Weną :D Mogę sobie wyobrazić, że pewnie dużo fanów Weny czekało na dokładne "sprawozdanie" tej sesji :) Mam więc nadzieję, że opis jaki poczyniłam was usatysfakcjonuje.

Z Ala już od dawna umawiałyśmy się na zdjęcia, jednak zawsze coś było przeszkodą. Jak nie pogoda to fakt, że często mijałyśmy się i nie miałyśmy możliwości spotkać; gdy Ala była w pobliżu, mnie nie było na miejscu i odwrotnie. Teraz jednak było inaczej. Powiedziałam stanowcze „musi się udać!” i nie było wyjścia :P Do tego odkryłam w swoim zacofanym mieście, cudowne miejsce na zdjęcia. Mój stary dobry dworzec PKP, na początku maja okrył się przepięknymi białymi kwiatkami w niezliczonych ilościach <3 I teraz fakt o mnie; jestem absolutną niezdarą i nie mam kompletnie pojęcia jakim cudem udało mi się przez całe moje dotychczasowe życie w tej dziurze ominąć fakt, że na dworcu w centrum wioski dosłownie caaaaaałe tory obsypane są białymi kwiatami… Żyje tu tak długo, a te kwiaty zauważyłam dopiero w tym roku?! Coś tu jest nie halooo??? Od tego momentu zaliczam to miejsce do corocznego „must have” na zdjęcia. 

Odejdę trochę od tematu. Ogólnie w tym roku zauważyłam bardzo dużo prześlicznych miejsc, które nadają się na sesję. Dlaczego ja ich nie dostrzegałam wcześniej? Zaczynając od ścieżki rowerowej wiosną, kiedy liście są soczyście zielone, ta sama ścieżka jesienią, kiedy liście są kolorowe i cudowne miejsce pokryte paprotkami, które jesienią fantastycznie „zgniją” na brązowo, baaaajka <3 Biały pomost na tzw. „wyspie” (czyli bardzo popularna plaża w moich okolicach), cuuudowny bez niedaleko domu, dworzec kolejowy i białe kwiatki, przepiekne biaaałe(!) brzozy z zielona trawą wokół, magiczne bagna i bajorka w środku lasuuu… same ochy i achy! Jestem pod wrażeniem tego, czego wcześniej jakimś cudem nie byłam w stanie zauważyć. 
Mogła bym tak pisać i produkować się w nieskończoność, a tu przecież wpis na temat sesji trzeba skończyć :P
A więc, pogoda w ten dzień dopisała… jestem skłonna napisać, że nawet „za bardzo” dopisała. Było tak gorąco, że Wena po pewnym czasie straciła zapał do modelingu i ciężko było jej się skupić i wykonywać zadania. Ale nie tylko ona była zmęczona pogodą. Również Ala i ja po zdjęciach byłyśmy padnięte. Zdecydowanie bardziej bym się cieszyła, gdyby pogoda była chociaż trochę inna, taka jakoś bardziej… pochmurna :P
Przyjazd Ali jednak nie ograniczył się tylko do zdjęć, ale również do zapoznania jednej z najwspanialszych istot jaką ta planeta ma zaszczyt nosić (haha, nooo co przecież mogę tak sądzić o swoim wypłoszu? :P ), a mianowicie… pinczera. Tak, Ala poznała Piccolinę… niestety z tej nie za dobrej strony :P Piccolina nie będąc na spacerze kilka dni (ze względu na złe zachowanie, musiałam ograniczyć jej spacery, bo dziewczyna zaczęła sobie na za dużo rzeczy pozwalać), trochę dostała bzika i cieszyła się, że wreszcie coś się dzieje i może opuścić podwórze. Oczywiście pogoda również Piccolinie nie za bardzo odpowiadała i pinczer bardzo szybko się zmęczył. Jednak jej zmęczenie miało duuuży plus: Piccolina zaakceptowała Wenę! (big like!) Co niestety u tak „samczej” suczki, jaką jest Piccolina nie zdarza się często.
Ala bardzo chciała zdjęcia Weny w akcji, czyli to co Wena lubi najbardziej... Frisbee :D Ja od pewnego czasu bardzo lubię robić zdjęcia w mieście, lub mieć na zdjęciach pewne elementy budynków, mostów czy innych budowli. Przez to, że pogoda była taka jaka była, nie garnęłyśmy się do tego, aby robić dalekie podróże, więc trochę pola przed dużymi osiedlowymi blokami musiało wystarczyć. Robiąc zdjęcia nie przeszkadzały mi budowle, bo jak wcześniej wspomniałam, ostatnio miasto u mnie na plus ;) Ale te wielkie betonowe kartony były wszystkim innym, ale nie "ślicznym obiektem" do zdjęć... Kompletna klapa z mojej strony :P Ale co poradzić, wyszło jak wyszło, jest kilka zdjęć, które można uratować, więc nic straconego ;)
Oczywiście sesja skończyła się kolejna porcją miliorda zdjęć, które czekają w kolejce na swoją obróbkę. Więc na tym kończę wpis i zabieram się za zdjęcia, a was zachęcam do dalszego odwiedzania bloga, komentowania i śledzenia mnie na Facebook, flickr czy behance ;) 
PS: Polecam behance, bo flickr ostatnio wprowadzając zmiany, zjechał z jakością zdjęć do śmieci. 
Pozdrawiam i miłego dnia życzę.